Obserwatorzy

sobota, 28 stycznia 2017

"Bella i Sebastian" Cécile Aubry



Przeczytałam! Przed chwilą skończyłam czytać drugi tom. Choć, oczywiście, nie trzeba czytać obu, bo każdy tom to osobna historia, ale "łyka" się je szybko i sprawnie, więc przeleciałam oba - jak burza :)
A dlaczego? Bo mają obrazki :D
No nie, wcale nie dlatego, choć obrazki zawsze urozmaicają lekturę. Po prostu naoglądałam się filmu pod tym tytułem, nasłuchałam się wcześniej od ukochanego, że kiedyś był czarno-biały serial, sprawdziłam na lubimyczytać.pl, że książka jest fajna i czyta się ją jednym tchem, więc postanowiłam to wszystko sprawdzić. I ...


  1. film jest fajny, ma piękne piosenki w wykonaniu ZAZ, które chodziły za mną i moimi córkami przez wiele dni, ale film z książka ma niewiele wspólnego...
  2. serial na YT znalazłam, ale tylko w wersji francais, więc dla mnie nie do przeskoczenia pod kątem językowym, choć mam wrażenie, że fabuła serialu dużo bardziej odpowiada treści książki. Zwłaszcza, że autorka tworzyła scenariusz.
  3. jest też serial animowany, o którym poinformowała mnie pewna życzliwa duszyczka z Francji. Niestety, chyba nie był emitowany w Polsce, bo jakoś go nie kojarzę :(
  4. książek o Belli i Sebastianie, w oryginalnej wersji językowej (j. francuski) było więcej niż przetłumaczonych na polski. Dodatkowo, były też książki o przygodach samego Sebastiana i jeszcze dużo innych książek dla dzieci i młodzieży tej autorki. Dlaczego nie przetłumaczono ich na polski? Ba, nie przetłumaczono ich też nawet na angielskich (w którym to języku czytam swobodnie i mogłabym nadrobić braki :( Szkoda... Widzę tu lukę do wypełnienia przez jakichś tłumaczy i wydawnictwo.
  5. A co do samej książki...
  • jest adresowana do starszych dzieci (co najmniej 10+)
  • czyta się ją szybko, bo fabuła jest wciągająca i wartka
  • ma trochę opisów przyrody i górskiego krajobrazu, które dla mnie, jak Słowacki... nie zachwycają, ale nie ciągną się one w nieskończoność, jak u Balzaka, więc nawet dziecko, bez dużych problemów, przez nie przebrnie.
  • kocham zwierzęta, wiec czytanie tego typu książek, które nie są zbyt sentymentalne i nie mają posmaku dużych ilości słodzików (jak seria: Przytul mnie!), to dla mnie rewelacja, która pozwala spełnić podstawowy warunek dobrej książki, wciąga i pozwala zapomnieć o bożym świecie :)!
Więc, czy polecam? Tak, ale bardziej jako powieść dla dzieci, a jeśli chodzi o dorosłych, to jeśli szukacie czegoś na szybko (np. podróż, wakacje, chandra), lub chcecie po prostu wrócić do krainy lat dziecinnych, o ile w dzieciństwie czytaliście tę książkę lub oglądaliście serial.

Do zo!

poniedziałek, 24 marca 2014

TRAFNY WYBÓR - J. K. Rowling

I znów nie wiem, czy polecać Wam tę książkę czy nie... :(



Niby książka wciągająca, barwna, z zaskakującym (ale nie do końca) zakończeniem, to jednak czegoś mi w niej brakuje. Wczoraj porównałam ją do szarlotki bez cynamonu. Na pewno niektórzy nie lubią cynamonu. Inni nie wiedzą nawet, że można go dodać do jabłek. Ale dla mnie szarlotka bez cynamonu to jak... szarlotka bez cynamonu :D Drażni mnie w tej książce właśnie ów brak przyprawy. Gdy zaczęłam czytać TRAFNY WYBÓR czekałam przez kilka pierwszych stron na ten smaczek, potem fabuła mnie wciągnęła i mimo braku tego trudnego do określenia „czegoś” doczytałam książkę do końca. Ale czuję ewidentny niedosyt!



Akcja książki zaczyna się po Hitchcock'owsku – najpierw jest śmierć. Ale nie morderstwo, tylko nagły zgon, z przyczyn naturalnych, więc od razu widać, że klimaty będą lżejsze niż u mistrza suspencu. Zgon Barrego Fairbrothera wywołuje duże zamieszanie wśród niemal wszystkich mieszkańców małego miasteczka Pagford. I tu muszę przyznać, że Rowling znów stworzyła / odtworzyła świat angielskiej prowincji w najdrobniejszych detalach – plotki i ploteczki, domysły, kopanie dołków pod innymi i czekanie kiedy powinie się im noga. Wszystko to autorka opisała bardzo szczegółowo za pomocą małego wybiegu – choć fabuła podąża od wspomnianej śmierci Barry'ego do momentu kulminacyjnego (nie zdradzę co nim jest, żeby nie psuć przyjemności tym, którzy jeszcze nie czytali książki), poznajemy ją za pomocą osobnych historii kilku rożnych postaci. A żeby wszyscy mieli przyjemność z czytania książki, Rowling wybrała postaci skrajne, np. Miles i Samantha Mollisonowie, to stare (niezbyt)dobre małżeństwo, z dwójką dzieci. Miles jest lokalnym, zaczynającym tyć, prawnikiem, z ambicjami zostania członkiem rady miejskiej Pagford. Samantha jest znudzoną żoną i rozczarowaną życiem czterdziestolatką. W dodatku musi zamknąć swój ukochany sklep z bielizną, dlatego zaczyna szukać innej podniety. Są jeszcze Howard i Shirley Mollisonowie – rodzice Mile'sa (i Patrici). Howard stoi na czele Rady Miejskiej, a oprócz tego jest właścicielem lokalnych, luksusowych delikatesów. Jego wieloletnią wspólniczką (i nie tylko) jest Maureen. Tej trójki bohaterów nie lubię najbardziej – są rozplotkowanymi, starymi intrygantami, a do tego strasznie purytańskimi i małomiasteczkowymi. Ostatecznie, ku mojej uciesze :), zostają za to ukarani. Bohaterów w średnim wieku jest jeszcze kilkoro, ale nie będę opisywała wszystkich, bo chyba jednak chcę zachęcić do przeczytania tej ksiązki, niż od niej odstraszyć :) Jest też grupa nastolatków – Andrew Price, Fats Wall, Gaia Bawden, Sukhvinder Jawanda i Kristal Weedon. Wszyscy, oprócz ostatniej, to dzieci pochodzące z angielskiej klasy średniej, natomiast Kristal pochodzi z rodziny patologicznej. Nie wie nawet do końca kto jest jej ojce, bo matka – narkomanka i prostytutka, plącze siew zeznaniach. Kristal, choć ma szesnaście lat praktycznie sama wychowuje swojego trzyletniego braciszka, bo matka nie daje rady. Momentami postać Kristal przeplata się prawie przez wszystkie wątki i czasem mam wrażenie, że książka zamiast „Trafny wybór” mogłaby mieć tytuł „Kristal Weedon”. Przypuszczam, że autorka chciała w ten sposób pokazać jak „niziny społeczne” wpływają na angielską klasę średnią, która, z oczywistych powodów, nie chce mieć z nimi nic wspólnego, a w rzeczywistości ma więcej niż jej się wydaje.

Na portalu Lubimyczytać.pl „Trafny wybór” (ang. The Casual Vacancy) książkę zaklasyfikowano do działu Thriller/ Kryminał / Sensacja, co wydaje mi się mocno naciągane. Ostatecznie – zgodny są w tej książce trzy, ale próżno tu szukać sensacji, czy scen mrożących krew w żyłach. Dla mnie to, choć dość brutalna w swojej autentyczności, ale powieść obyczajowa.

Zastanawiam mnie co jest przyczyną braku „przyprawy”? Co jest przyczyną, że pani J. K. Rowling, znana wszystkim autorka serii powieści o Harrym Potterze, popełniła jakiś błąd przy swojej pierwszej powieści dla dorosłych? A może to nie ona popełniła błąd tylko tłumacz? Kilka razy udało mi się przeczytać powieść w oryginalnym języku (w moim przypadku języku angielskim) i głośno mówię – TO MA ZNACZENIE! A często nie zdajemy sobie sprawy jak wielkie. Biorąc pod uwagę moją słabość do Harrego Pottera – obecnie czytam go po raz wtóry, na głos, dla moich córek, przed snem – spodziewałam się czegoś więcej po tej książce. Może jednak wina leży nie po stronie autorki czy tłumaczki (Anna Gralak) tylko po mojej? To, na jakim etapie życiowym aktualnie jesteśmy, jaki mamy humor itp. też ma znaczenie. Najłatwiej to zaobserwować na formie szybkiej, czyli filmie. Czy zawsze jednakowo reagujemy na ten sam film, choćby nawet komedię typu „Sami swoi”? Nie, dlatego być może, gdy za kilka lat sięgnę po tę powieść, spojrzę na nią inaczej i wtedy będzie ona dla mnie dziełem kompletnym? Nie wiem, bo nie jestem jasnowidzem. Teraz wiem, że spędziłam przy niej kilka ładnych godzin (powieść ma przeszło 500 stron), które choć przyjemne, to jednak nie będę tego powtarzać zbyt szybko.


Ocena końcowa – w skali 1-6 daję 4+.

piątek, 14 marca 2014

Ciemno, prawie noc - Joanna Bator


Przestraszyłam się!

Nie, nie tej książki, czy jej fabuły, choć jest straaaasznie mroczna i fragmentów strasznych jest w niej sporo. Ja jednak przestraszyłam się tego, jak bardzo ta ksiązka mnie wciągnęła. Ostatnio wciągnęłam mnie chyba tak tylko "Papusza", ale o tym kiedy indziej. Uwaga! Ta ksiażka silnie uzależnia. Nie dość, że przeczytałam ją w jeden weekend, na czym silnie ucierpiały moje porządki domowe, to jeszcze przez nastepny tydzień co chwilę rozyślam o jej treści.

Stanowczo nie jest to książka do czytania dzieciom. Dlaczego o tym wspominam? Powoli staram się zarażać pasją czytelnictwa moje córki. Dwie starsze już złapały bakcyla i nawet potrafią trochę same czytać, ale dla nich to nadal ja jestem głównym przekształczacem :) książek pisanych na audiobooki. I gdy dziewczynki widzą mamę nad jakąś ksiażką, od razu pytają co to? o czym? i czemu to czytasz? I jak tu opowiedzieć np. sześciolatce, że mama czyta historię trójki przedszkolaków (porwanych przez szajkę pedofili), z którymi mogłaby chodzić do grupy? albo, że czytam przeżycia kilkuletniej dziewczynki, którą chora psychicznie matka chciała zamordować,  bo wydawało jej się, że dziewczynki nigdy nie uda się domyć? albo, że czytam historię jej siostry, która nękana przez traumę wykorzystywania seksualnego przez matkę, nie umiała odnaleźć się w życiu? Z resztą traumy ma na swoim koncie niemal każdy bohater tej książki, nawet ten, który pojawia się w niej epizodycznie, choć zwraca uwagę, że to jednak opisywani przez J. Bator mężczyźni lepiej sobie z nimi radzili / umieli żyć. Główna bohaterka - Alicja Tabor (dziwnym zbiegiem okoliczonści nazwisko bardzo podobne do autorki:) - to taka postać na granicy między kobiecością a męskością. Podobna do niej jest, opisana w epizodzie, transsesualna bibliotekarka Celestyna - Czesiu, z tym, że ona zmieniła płeć, czyli zanegowała swoją męskość, natomiast Alicja Tabor nie neguje swojej kobiecości, ale stara sie jak najbardziej od niej odsnąć określając samą siebie np. Alicją Pancernikiem. Daje w ten sposób do zrozumienia, że nie łatwo ją skrzywdzić, ale i nie łatwo do niej zbliżyć, że tkliwość nie leży w jej naturze, bo dla niej podstawą jest racjonalizm i siny charakter. Jej związki z facetami mają być tylko "czystym seksem", bez zobowiązań i częśto nawet bez wiedzy jak ma na imię przygodny partner.

Zaczynam rozpisywać się, jakby to było jakieś wypracowanie szkolne, a nie o to mi chodziło. Chcę zwrócić Waszą uwagę na tę ksiażkę, ze względu na jej wielowątkowość i ciekawą konstrukcję, bo teraźniejszość płynnie przenika się z przeszłością. Ksiżka ma w sobie dużą dawkę kryminału, analizy psychologicznej kobiecej psychiki w różnych odsłonach, analizy naszych ogólnonarodwych kompleksów (religijności i antyklerykalizmu, antysemityzmu i ksenofobii - te fragmenty, według mnie, są najsłabszą stroną całej powieści), ale dla mnie "rodzynkami" były opisy historii Wałbrzycha, zamku Książ oraz księżnej Daisy. Te na pewno spodobałyby się mojemu koledze Damianowi ;), ale domyślam się, że nie tylko, skoro książka otrzymała nagrodę NIKE 2013 dla najlepszej powieści roku. Trudno mi określić, czy zasłużenie, bo ostatnio dość mało czytam nowości fabularnych (skupiam się raczej na poradnikach rękodzielniczych :D), ale książka jest niezła. Co prawda w skali od 1 do 5 daję jej 4,2, bo nie do końca jest w moim typie, ale jeśli szukacie czegoś na oderwanie się od rzeczywistości, albo na urlop (raczej jesienno-zimowy, niż wiosenno-letni) to polecam sięgnięcie do niej, o ile, oczywiście, jeszcze jej nie czytaliście :)

Pozdrawiam serdecznie i obiecuję częstsze publikowanie recenzji.

Ania

sobota, 27 lipca 2013

DZIENNIK BRIDGET JONES - Helen Fielding

Upał, wakacje, brak urlopu, chyba, że dosłownie potraktuję urlop macierzyński... W taką pogodę trzeba / lubię się rozerwać. Nie ukrywam - również przy pomocy dobrej książki. Dobra książka to pojęcie względne, ale na taką okazję, dla mnie najlepsze są książki tzw. łatwe i przyjemne. A ponieważ do takiej kategorii zaliczam film pod takim samym tytułem - w końcu sięgnęłam po, leżącą już od kilku lat na mojej półce, książkę. Książka jak wino - obrosła nieco kurzem, ale nie straciła nic na smaku, a przez piękne okoliczności przyrody - nawet zyskała :)


O czym jest ta książka - wiedzą chyba wszystkie przedstawicielki płci pięknej (i niektórzy przedstawiciele mniej pięknej płci też), które skończyły "naście" lat, dlatego nie będę tu streszczała fabuły. Skupię się zatem na kilku cechach pobocznych.

We wstępie autorka dziękowała własnej matce, że nie jest pierwowzorem matki Bridget. Ze względu na mój kontakt z matką, zaczęłam szczególnie zwracać uwagę na ten wątek. Rozumiem już dlaczego Bridget ma taki charakter a mnie inny :), i z przerażeniem znalazłam w jej matce i mojej - wiele cech wspólnych. Nie będę Was zanudzać, bo to nie jest miejsce na wynurzenia rodem z gabinetu psychologa, ale dodało to smaczku całości ;D

Dopiero przy lekturze odkryłam, że wątek Marka Darcy'ego został znacznie rozbudowany w filmie. W książce pojawia się on na chwilę na początku, a potem dłuuuuuuugo nic, aż mniej więcej do października (akcja powieści zamyka się w ciągu całego roku kalendarzowego - od 1-go stycznia, do 31 grudnia). Przypuszczam, że po to, aby urok aktorski Colina Firtha przyciągnął tę część kobiecej widowni, której nie przyciągnął urok Hugh Granta. A swoją drogą - obaj aktorzy kojarzą mi się nie tylko z rolami w ekranizacjach Helen Fielding, ale i klasyki angielskiej (m. in. Jane Austen). I szczerze - nie wiem, czy lepiej wyglądali w normalnych ciuchach, czy w kostiumach z epoki wiktoriańskiej.

Troszkę szkoda, że wielokrotne oglądanie filmu wryło mi w pamięć główny wątek, ale i tak - lektura przednia. Niech świadczy o tym fakt, że ostatnie 100 stron (czyli jakieś 40% książki) połknęłam w kilka godzin (zaniedbując trochę moje dzieciaki).

Co jeszcze mogę dodać? Czasem żałuję, że film łączy w sobie obraz i muzykę, a książka - dzięki wyobraźni - tylko obraz. Ale na pociechę mam oryginalny soundtrack z filmu, więc pora zagłębić się w kartony (jestem na etapie remontu i większość rzeczy mam spakowane w kartony) i poszukać tego CD :)

Pozdrawiam chłodno (żeby nie przegrzać nikogo w ten upał :D )

niedziela, 17 lutego 2013

Very hungry caterpillar - Eric Carle

Było trochę na temat książek dla starszych dzieci oraz (ewentualnie) ich mam (- sentymentalny powrót do dzieciństwa), a teraz coś dla maluszków. Prowadząc mój mały antykwariat angielski, często trafiam na książki dziecięce. Zawsze zatrzymuję się przy tych najbardziej "wyczytanych" egzemplarzach lub przy tych tytułach, które powtarzają się najczęściej. Tak m. in. trafiłam na "Bardzo głodną gąsienicę" (tłum. własne). Jeśli chodzi o literaturę dla małych dzieci - takich do ok. 4 lat - bardzo lubię tzw. board books, czyli książki ze sztywnymi kartkami, również wewnętrznymi. A najlepiej, jeśli te kartki są choć minimalnie pokryte folią. Łatwo wówczas utrzymać je w czystości. Właśnie takie wydanie The Very Hungry Caterpillar kiedyś wpadło mi w ręce i już z nami zostało. Przechodziło stopniowo przez rączki moich dziewczynek, a teraz, niemal co dzień, czytamy je z Marysią (albo, jak sama o sobie mówi - Malysią :)

Opowiastka jest zabawna, kolorowa i posiada aspekt edukacyjny, więc ma wszystkie cechy, które takie książeczki powinny mieć :) Dziecko uczestniczy w życiu gąsienicy od momentu narodzin z jajka, aż po metamorfozę w motyla. Całość opatrzona artystycznymi, bajecznie kolorowymi ilustracjami autora, które wpadają w oko każdego, ale najfajniejszym chyba jej elementem są DZIURKI! W końcu główna bohaterka jest przecież żarłokiem, który zjada niemal wszystko :) Moje maluszki uwielbiały wciskać palce w te dziurki i uczyłam je wówczas m. in. liczenia, czy angielskich nazw dnia tygodnia, albo owoców i jedzenia. Pomysłów na pewno znajdziecie więcej, gdy tylko traficie na tę opowiastkę.

Nie wiem, szczerze pisząc  czy książeczka ta jest dostępna w polskiej wersji językowej, ale jeśli nie, nie musicie się bardzo przejmować - napisana jest językiem prostym, a poza tym - można ją opowiedzieć tylko w oparciu o obrazki. Z resztą to one najbardziej przemawiają do najmłodszych dzieciaków.

Z własnego doświadczenia wiem, że książeczkę tę wydano w różnych rozmiarach i formatach - ja, oczywiście polecam w/w boardbooki, które choć trochę cięższe niż normalne  papierowe wydania, to jednak mają dłuższą żywotność. Ale najbardziej rozbroił mnie zestaw książeczka + maskotka w ozdobnym wydaniu - patrz powyżej.


tytuł: THE VERY HUNGRY CATERPILLAR
seria: -
autor: ERIC CARLE
wydanie: 2001 Puffin Books
liczba stron: 26
isbn: 978-0-2410-0300-8


czwartek, 14 lutego 2013

Nad brzegami Srebrnego Jeziora - Laura Ingalls Wilder

Przeczytałam ją dopiero niedawno, czyli jak na lekturę dziecięcą - dość późno. Bardzo żałuję, że nie ma wznowień książek z tej serii na polskim rynku, bo na prawdę trudno je zdobyć - na allegro ceny są kosmicznie wysokie, a w niektórych bibliotekach w ogóle o nich nie słyszano. Pozostaje jeszcze możliwość przeczytania w oryginale (w UK, czy USA książki te są bardzo popularne), bo nie są trudne w odbiorze (poziom intermediate znajomości angielskiego), ale nie każdy przecież włada tym językiem... Ja miałam szczęście, bo na swój egzemplarz trafiłam podczas wyprzedaży w MBP, ale innych książek z tej serii, niestety, już nie mieli.


Książka, oparta (dość luźno) na biografii autorki, napisana jest w 3. osobie liczby pojedynczej, dlatego łatwiej zachować wrażenie, że jest to po prostu powieść fabularna. I co jakiś czas trzeba sobie przypominać, że niemal wszystko wydarzyło się naprawdę.

Kilka rozdziałów książki przeczytałam na głos moim córeczkom. Muszę przyznać, że bardzo zaskoczyło mnie jak moja pięcioletnia pociecha przejęła się fragmentem o śmierci ulubionego psa Laury albo jak ciekawiło ją czy uda się jeszcze wyleczyć wzrok Mary. Bardzo trudno było mi wytłumaczyć jej, ze medycyna w tych czasach była dużo gorzej rozwinięta. Dziecko nie dawało za wygraną i jeszcze przy ostatnich rozdziałach dopytywała się, czy już może wyleczono oczy Mary.

Mam nadzieję, że za kilka lat sama sięgnie po książki z tej serii, żeby, tak jak ja, przeżywać przygody Laury, Mary, Carrie, Greace oraz ich rodziców wśród prerii i lasów USA.


tytuł: NAD BRZEGAMI SREBRNEGO JEZIORA (By the Shores of Silver Lake)
seria: DOMEK NA PRERII
autorka: LAURA INGALLS WILDER
wydanie: 1993 AGENCJA KRIS
liczba stron: 229
isbn: 83-900756-2-8

Miasteczko na prerii - Laura Ingalls Wilder

Kolejna powieść z serii Domek na Prerii. Tym razem, niestety, nie mam jej we własnej biblioteczne. Po lekturze "Nad brzegami Srebrnego Jeziora" odwiedziłam bibliotekę w Żarach. W dziale dla dzieci, w katalogu znalazłam jeszcze trzy inne książki z serii, ale na półce udało się znaleźć tylko jedną, której jeszcze nie czytałam - właśnie "Miasteczko na prerii".

Przyznam się - połknęłam ją niemal jednym haustem  Choć troszkę brakowało mi ciągłości treści, bo między "Nad brzegami..." a "Miasteczkiem..." jest jeszcze "Długa zima", do której autorka wielokrotnie nawiązuje, głównie przy osobie Almanzo Wildera. Ale, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :)

Jednym zdaniem - szybka lektura, bardzo wciągająca! Świetna dla starszych dzieci (raczej dziewczynek), ale, jak widać, nie tylko :) Wątki autobiograficzne przeplatają się z fikcją literacką, do tego stopnia, że trudno odróżnić jedno od drugiego. Laura powoli dorasta - podejmuje pierwszą pracę, żeby pomóc rodzicom i starszej siostrze, kończy szkołę, i powoli zaczynają interesować się nią chłopcy, a w ostatnim rozdziale - otrzymuje upragniony dyplom nauczycielki i ma podjąć pracę w tym zawodzie. Szkoda, że książka kończy się w takim momencie, ale jednocześnie zachęca to do lektury następnej książki z serii (pt. "Szczęśliwe lata").

Smaczku całości dodaje pojawienie się (znienawidzonej) Nellie Oleson - kto nie pamięta tej blondyneczki z serialu TV? Laura próbuje się trochę na niej odgryźć - teraz to Nellie jest wieśniaczką, mieszkającej w biedzie, na farmie pod miasteczkiem De Smet, w którym na okres jesienno-zimowy, mieszka rodzina Ingallsów. Okazuje się, że Nellie nadal knuje i Laura będzie miała z jej powodu sporo nieprzyjemności, ale ostatecznie - wszystko dobrze się skończy.

Oprócz Laury, dorasta powoli również Carrie, a Greace to już nie taki mały brzdąc, choć... opis jej pomocy przy jesiennych porządkach jest jak żywcem wyjęty z mojego życia i zachowań mojej Marysi. Tylko, że ja nie mam tyle cierpliwości i łagodności co Laura...

Ciepło przebija przez cała powieść (kulminacją jest dla mnie moment wyjazdu Mary do szkoły) i chyba dla tego wszystkie te książeczki czyta mi się tak dobrze. Podziwiam zaradność i wytrwałość tej rodziny w pokonywaniu problemów, a Caroline Ingalls jest dla mnie niedoścignionym wzorem gospodynie domowej. Mam nadzieję, że moje dziewczynki też wyrosną na takie rozsądne i pomocne dziewuszki jak Mary, Laura, Carrie i Greace.

A mi pozostaje teraz tylko polować na inne książki z tej serii - jak nie po polsku, to może w oryginale... Zobaczę, co łatwiej uda mi się upolować - WYRUSZAM NA ŁOWY :)

tytuł: MIASTECZKO NA PRERII (Little town on the prairie)
seria: DOMEK NA PRERII
autorka: LAURA INGALLS WILDER
wydanie: 1994 AGENCJA KRIS
liczba stron: 227
isbn: 83-900756-5-2